Chrzest Święty Julianki

Warszawa

Często zastanawiacie się, czy warto zdecydować się na reportaż z przygotowań do chrztu, czyli domową część całego zamieszania:). Moja odpowiedź zawsze brzmi „tak!” mimo iż jako mama doskonale wiem z czym to się wiąże:). Biorę na klatę bałagan w tle i liczę się z tym, że będziecie w międzyczasie dosuszać włosy w łazience.

Dlaczego nie warto rezygnować z tej części reportażu? Po pierwsze tylko wtedy jesteście w najbliższym gronie. Od przyjazdu do kościoła po ostatni kęs tortu zawsze ktoś będzie wam towarzyszył – dziadkowie, ciocie, chrzestni. Każdy chce być blisko Maluszka i wtedy po prostu nie ma jak zrobić Waszego rodzinnego nieustawianego zdjęcia bez stryjka w tle:).

Liturgia rządzi się swoimi prawami: msza to nie czas i miejsce na ujęcia portretowe oraz zdjęcia detali. Fotograf ma być niezauważalny dla zgromadzonych w kościele ludzi i może fotografować tylko w trakcie niektórych momentów uroczystości. Byłam świadkiem sytuacji, kiedy ksiądz w trakcie homilii poprosił o przerwanie pracy jakiegoś szalonego fotografa (?), który w różnych pozach bez opamiętania pstrykał aparatem, utrudniając wszystkim zebranie myśli. Wyobrażacie sobie sytuację, kiedy przez coś takiego zostajecie bez zdjęć? Przed chrztem Julianki natomiast ksiądz zaznaczył, że mogę fotografować tylko i wyłącznie podczas obrzędów chrzcielnych, czyli łącznie mam jakieś 10 minut na zebranie całego materiału. Ma do tego prawo i grzecznie się dostosowałam, ale bardzo cieszyłam się, że w domu zdążyłam zrobić dużo naprawdę pięknych ujęć i nie muszę się nigdzie skradać.

Bardzo ważną kwestią jest kondycja Waszego dziecka, które po mszy jest najczęściej wykończone do granic. W takich sytuacjach nawet nie próbuję wyciągać aparatu. Inaczej jest rano. Zwykle staracie się tak ustawić dzień Maluszka, by przespał się i najadł przed wyjściem do kościoła. Wtedy powstają piękne ujęcia małego śpioszka, czułe tulenie po przebudzeniu, kadry podczas karmienia piersią… Ogólnie czuć w powietrzu radość:). Chyba nie muszę mówić, że to są właśnie TE chwile.

Przyjęcie ma pewne stałe punkty programu, a Maluszek ma swój własny rytm, który nie zawsze idzie w parze z kolejnością wydarzeń. Może się okazać, że będzie przestraszony po przebudzeniu w nowym miejscu, wśród tłumu ludzi, albo że nie mogąc w ogóle zasnąć, przez cały czas będzie w kiepskim nastroju. Albo że dla odmiany prześpi większość przyjęcia. Przeżyłam chyba każdy z tych scenariuszy i wiem, że najpiękniejsze ujęcia powstają w domu, w spokojnej atmosferze, w znajomym dla Dziecka otoczeniu, kiedy nie macie na głowie stygnącego rosołu, właśnie wychodzącej z przyjęcia cioci, z którą trzeba się pożegnać, i awaryjnego przebierania.

Nie chcę przez to powiedzieć, że moje reportaże z przyjęć to generalnie klapy :). Uczulam tylko, że każda z części tego dnia ma swoją dynamikę, swój charakter i tak jak niepowtarzalne są elementy liturgii, tak pewne (piękne) ujęcia nie powstaną podczas przyjęcia.

 

 

 

 

 

 

ZAMKNIJ MENU