Pierwsze dni Tosi
Sesja noworodkowa/Warszawa
Czy uwierzycie, że fotografowałam Tosię, gdy miała zaledwie 6 dni? Muszę przyznać, że potrójne macierzyństwo ani trochę nie znieczuliło mnie na widok takich maluszków. Były momenty, że zamiast robić zdjęcia po prostu stałam i patrzyłam, uśmiechając się w duchu.
Bardzo zazdroszczę Magdzie, że zdecydowała się na sesję noworodkową, bo ja sama nigdy się nie odważyłam. Przede wszystkim wydawało mi się, że w naszym domu jest taki nieład, że nie chcę tego utrwalać w jakiejkolwiek formie, aby na starość uniknąć związanych z tym koszmarów :). Po drugie, oczywiście, fatalnie wyglądałam (jak mi się wydawało), więc tym bardziej nie chciałam zdjęć. Sądziłam, że jeszcze zdążymy zrobić sesję, tylko za jakiś czas, jak się trochę ogarniemy ze wszystkim. I wiecie co? Moje dziecko rosło i rosło, z tygodnia na tydzień policzki stawały się pulchniejsze, a małe stópki coraz mniej pomarszczone i jakby… coraz większe?:). Pamietam jak pewnego wieczoru po zaśnięciu mojej córeczki zajrzałam to łóżeczka i nie mogłam uwierzyć, że mieściła się w moim brzuchu! Czas maleństwa bezpowrotnie minął, a ja zorientowałam się, że z czymś nie zdążyłam. A kilka zdjęć, które zrobiłam nam samowyzwalaczem, to mój najcenniejszy skarb z tego okresu.
Podziwiam Magdę za to, że pomyślała o tym, by zadbać o wspomnienia tych pierwszych najpiękniejszych momentów i dziękuję, że zaufała mi, kiedy mówiłam, że w tle nie bedzie stosu prania i niepodlanych, zwisających z parapetów kwiatów:), za to będzie czułość i szczęście wypisane na ich twarzach. Myślę, że kiedyś Tosia bardzo doceni tę niezwykłą pamiątkę.